niedziela, 13 listopada 2011

wypoczynkowo

pod koniec października wreszcie wybraliśmy się na czterodniowe "wakacje" w rejon Polski nieco za Beskidem Wyspowym, a pomiędzy Gorcami i Beskidem Sądeckim
oczywiście w podróż zabraliśmy trochę sprzętu fotograficznego, Hassela i inne już mniej potrzebne drobiazgi jak ubrania, wodę czy jedzenie
generalnie podczas wyjazdu ograniczyłem się głównie do użytkowania Nikona F3 z kilkoma obiektywami oraz do przetestowania Olympusa OM10. próbowałem także trochę powalczyć z Reflex-Primarem ale temperatury (choć nie do końca były najniższe) mocno ograniczyły jego funkcjonalność

żeby za dużo się nie rozpisywać po prostu zamieszczę kilkanaście "fotek bez ciśnień" z ówczesnego wyjazdu. miłego oglądania

tutaj mieszkaliśmy - widoki i lokalizacja są na najwyższym poziomie
widok z okna kuchennego na pasmo Gorców. przy dobrej pogodzie można bez problemu podziwiać szczyty tatrzańskie

w pierwszy dzień mieliśmy chyba najlepszą pogodę dlatego korzystaliśmy aby chociaż trochę pospacerować i pooglądać to czego na co dzień u nas nie widać
kapliczka znajduje się w niedalekim sąsiedztwie samego domu w którym mieszkaliśmy

dom pokazany powyżej znajduje się w sąsiedniej wsi -  mieszkaniec był mocno pochłonięty przyswajaniem  informacji prasowych

dwa nocne zdjęcia zrobione są z pobocza uliczki poniżej naszego domu. było zimno, ciemno i mgliście ale ostatecznie zdecydowałem się, że wyjdę jeszcze na chwilę z ciepłego pokoju. naświetlane "na czuja" -  na światłomierz w takich warunkach oświetleniowych nie mogłem już liczyć (czy to ten zewnętrzny czy ten wbudowany w aparat). pierwsze udało mi się zrobić mniej więcej tak jak to zaplanowałem. przy drugim strzale przejechał samochód co dało niezamierzony początkowo przeze mnie efekt. szczerze mówiąc spodziewałem się zbyt dużego prześwietlenia klatki od reflektorów, niemniej jednak wyszło tak, że nie jest to jedynie biała plama
w jednej z większych sąsiednich wsi naszą uwagę zwróciła doskonała ekspozycja sklepowa

jeden dzień pobytu poświęciliśmy na odwiedzenie uzdrowiska Szczawnica. już w trakcie podróży zauważyliśmy rzeczy o których niektórzy powiedzieliby pewnie podzielając naszą opinię - "o kuźwa jakie śliczności!" 
samo uzdrowisko przechodzi wiele zmian i modernizacji. niestety są i takie części Szczawnicy które do złudzenia przypominają ruiny Kozubnika. ja mam dość dobre porównanie tego jak miejsce to wyglądało kilkanaście czy dwadzieścia lat temu, a jak wygląda ono teraz. jeżdżę tam odkąd pamiętam
na placu Dietla nie ma już kamiennej fontanny, a kierując się z niego w stronę centrum miasta nie ma także charakterystycznej, okrągłej pijalni wód i wielu innych rzeczy i miejsc jakie pamiętam sprzed lat

pomimo właściwie zakończonego sezonu turystycznego można było spotkać całkiem sporo wczasowiczów i miłośników gór co mobilizowało kafejki, restauracje i kawiarnie do czynnego działania. właśnie tu - nad placem Dietla i dawną fontanna wypiliśmy bardzo dobrą kawę
jeszcze jednym elementem odwiedzenia Szczawnicy był spacer nad wodospad będący na szlaku na Przechybę. zdjęcie zrobiłem Nikonem F3 i obiektywem Nikkor 20mm. następnie zostało poddane obróbce w programie graficznym

będąc w okolicy odwiedziliśmy także moją ciocię starszą ode mnie o rok i jej córkę. niestety w domu wówczas nie było męża Magdy - Pawła i jednocześnie taty Weroniki - czego bardzo żałowaliśmy. sytuacja na rynku pracy czasami zmusza do wyjazdu...
Magda i Paweł to niesłychanie otwarci ludzie o ogromie pomysłów i wielkim sercu i zapale do pracy. miłośnicy między innymi sportów rowerowych czego dają przykład chociażby swoim domem



rowery i kolarstwo to nie jedyne ich pasje - oprócz nich są choćby rękodzieło, fotografia czy film 

inną osobą z którą ogromnie chcieliśmy się spotkać przy okazji wyjazdu w Gorce był mój wujek Jan. niesłychanie ciekawy człowiek o którym można by pisać i opowiadać bardzo, bardzo długo. pasjonat kinematografii i techniki. człowiek tak ciekawy świata, że chyba osobiście nie znam drugiego takiego. pisarz  i entuzjasta historii, a to tylko część zagadnień jakimi się zajmuje
na rękach z jednym z moich najmłodszych kuzynów - Szymonem

po odwiedzeniu wszystkich tych których byliśmy w stanie odwiedzić mogliśmy jeden dzień poświęcić na totalne lenistwo w domu z Hasselem



co przyjemne szybko się kończy i tych parę wypełnionych atrakcjami dni przeleciało ani się obejrzeliśmy. znów trzeba było wracać do blokowiska, pracy i codziennych spraw. wydaje mi się jednak, że mimo wszystko świat jest nieźle pomyślany i proporcje przyjemności i obowiązków (przynajmniej w naszym życiu) są w bardzo dobrych i zdrowych ilościach i relacjach. znów jest po co pracować i na co czekać
na koniec zdjęcie z jednego z naszych ulubionych fragmentów trasy do domu w Gorcach - malowniczy Lubomierz
to byłoby na tyle tej krótkiej relacji z wyjazdu popartej paroma "pstrykami"

już teraz zapraszam do odwiedzenia "fotozbiornika" w najbliższych dniach - wkrótce powrót do najważniejszego zagadnienia tego bloga czyli fototechniki. pokażę kilka nowych aparatów i obiektywów jakie udało mi się ostatnio kupić
do następnego razu...

1 komentarz:

  1. Jak bardzo chciało by się tam być. Znajome widoki a serce boli i żyje wspomnieniami.

    OdpowiedzUsuń