poniedziałek, 7 listopada 2016

Dolomity i Południowy Tyrol. Włochy - październik 2016

już ponad trzy tygodnie znowu pracujemy i mieszkamy w naszym "tymczasowym" lokum. wróciliśmy do "ligowej szarzyzny" cytując Kazika Staszewskiego. plany zmian są, chęci do realizacji też. kontrast pomiędzy tym co widzieliśmy tam - w tych przecudownych górach - a gdzie mieszkamy teraz boli jeszcze bardziej. miejmy nadzieję jednak, że to naprawdę za jakiś czas się zmieni.
do rzeczy jednak - dziś krótka relacja z naszego pobytu we Włoszech w pierwszej połowie października tego roku. Dolomity mnie zauroczyły, a i cała północno-wschodnia cześć Italii jest piękna. tym lepiej dla mnie bo tam niemal wszędzie mówi się po niemiecku, a że nie przepadam za włoskim to był to dla mnie dodatkowy atut. piękne widoki, przyjaźni ludzie, przecudowne góry i spokój niewielkich miasteczek i wsi poza sezonami letnim i narciarskim to to, co naprawdę przypadło mi do gustu. zapraszam do obejrzenia zdjęć z San Martino i prowincji Bolzano.

Canon Eos 1D Mark III + Canon 24-105mm L f=1:4
  
zdjęcia są poukładane chronologicznie i tak w pierwszy pełny dzień pobytu odwiedziliśmy jezioro o nazwie Lago di Braies oraz miejscowość Santa Maddalena w pobliżu San Martino (to nie ta Santa Maddalena w Val di Funes - ta będzie później)
 











budowla na poniższym zdjęciu to Castel Welsperg - zamek i muzeum w miejscowości Monguelfo-Tesido - przy drodze dojazdowej do naszego mieszkania w San Martino - Prateria
kolejnym wypadem był mój samodzielny już wyjazd w Dolomity i odwiedzenie chyba najsławniejszych skał widocznych na wielu pocztówkach i folderach z tego regionu - chodzi o Tri Cime di Lavaredo. absolutnie piękne miejsce!













następnego dnia wybraliśmy się na pobliski naszemu mieszkaniu szczyt góry o nazwie Horneckele Cornetto o wysokości 2127 m n.p.m. 
na poniższym zdjęciu widać nasz dom w którym mieszkaliśmy, a na fotografii w dużym rozmiarze nawet stojącą pod nim Subarynę. wyjście naprawdę przyjemne dla każdego. piękne widoki jakie się nam objawiły dopełniły szczęście tego wypadu



na wierzchołku znajduje się krzyż oraz ławki - można odpocząć i podziwiać w ciszy i spokoju. wpisałem nas do pamiątkowego zeszytu w skrzynce pod krzyżem i zrobiłem pieczątkę na mapie - naprawdę tam byliśmy!
następnego dnia wybrałem się samodzielnie na Laxidenspitz - góra o wysokości 2404 m n.p.m. pogoda była jaka była i z tego wyjścia zamieszczam tylko jedno cyfrowe zdjęcie. myślę, ze nieco więcej będę mieć na negatywach robionych Rolleiflexem
w kolejnym dniu przyszedł czas na zwiedzenie Bolzano oraz przejazdu przez Val di Funes i odwiedzenie tej najsłynniejszej chyba Santy Maddaleny z widokiem jak poniżej. robi to niesamowite wrażenie - naprawdę!!! z samego Bolzano będę miał również zdjęcia na negatywach. samo miasto bardzo ładne, niemniej jednak mocno zatłoczone i już po kilku godzinach tam spędzonych chciałem wracać do ciszy i spokoju San Martino 



po Bolzano znów chciałem odreagować ilość ludzi i poszedłem samodzielnie na Eisatz - to góra o wysokości 2493m n.p.m. plan pierwotnie był inny i miałem wejść na Amperspitz ale trochę pobłądziłem i ostatecznie zdobyłem Eisatz
poniżej przerywnik w postaci wschodu słońca i widoku z kuchni naszego ówczesnego mieszkania. jak tu potem wrócić to tego "tetrisu" w którym mieszkamy!?!?
następna górska wyprawa z cudowną pogodą i niesamowitymi widokami. znów sam wybrałem się na szczyt o nazwie Hochhorn który wyrósł na wysokość 2623 m n.p.m. miejsce magiczne - widać stamtąd m. in. Tre Cime di Lavaredo
w przedostatni dzień pojechaliśmy zwiedzić okolice dwóch jezior - Lagi di Misurina i Lago di Dobbiaco. tym razem Tre Cime ukazały się nam z drugiej strony








i Lago di Dobbiaco


ostatnie zdjęcie to taka fota poglądowa zrobiona spod naszego domu w którym mieszkaliśmy. widoczna góra to właśnie Horneckele Cornetto - przy uważniejszym spojrzeniu można dostrzec na jej wierzchołku krzyż pod którym byliśmy kilka dni wcześniej
i jeszcze telefonicznie - Nokia Lumia 920
parę fot zrobionych telefonem - czasami to właśnie on był bardziej pod ręką niż wielka "puszka" canonowska





















na sam koniec sesja Subaraka - nie mogłem się powstrzymać...
nie byłbym sobą gdybym nie zrobił zdjęć najwspanialszemu samochodowi jakie miałem okazję posiadać. Imprezka po raz kolejny spisała się genialnie i wręcz wzorowo za wyjątkiem małego potknięcia na samym początku wyjazdu podczas pierwszego tankowania. całe szczęście było to tak mało groźne, że udało się opanować sytuację z moim Tatą w najbliższych 2 godzinach i tylko wyruszenie w trasę przesunęło się o tych 120 minut i potem wszystko szło już jak z płatka 










na dziś to tyle relacji z naszego włoskiego urlopu. za jakiś czas pewnie coś jeszcze zamieszczę jak tylko wywołam i zeskanuję zdjęcia z "prawdziwego aparatu" - i negatywów czarno-białych. dziękuję za odwiedziny i życzę wszystkim aby mogli odwiedzić Południowy Tyrol i Dolomity - zupełnie nie jestem zaskoczony, że te góry są wpisane na listę światowego dziedzictwa Unesco!
do następnego razu...